KAMYKI PAMIĘCI
        Piszemy Wspomnienia

czwartek, 25 kwietnia 2024

KAMYKI PAMIĘCI

Jak Pani do niej dotarła?



Nazwę tej wsi wygrzebałam z archiwów. Powracała w kolejnych dokumentach. Zastanawiając się nad nią, otwarła się moja pamięć. Usłyszałam głos matki i jej opowieść o Gałczynie, moich dalekich przodkach. Dokumenty przywróciły to, co wydawało się przez dziesiątki lat wytarte z pamięci. I nagle – jak mawiał mój ojciec - kora mózgowa zaczęła świecić, wspomnienie wróciło. Wyprawiłam się do tego Gałczyna na północnym Mazowszu. To już nie jest wieś, lecz sześć dymów, które wchłonęła inna wieś. Odnalazłam resztki dawnego dworu, miejsce, w którym stała karczma – jej współwłaścicielem był mój prapradziad, aleję starych zjedzonych przez szrotówka kasztanowców. One na pewno pamiętają dawnych Gałczyńskich. Chodziłam ich tropem, stali się mi bliżsi niż suche imiona i nazwiska z mojego drzewa genealogicznego. Podeszłam do pracujących na polu przy zbieraniu ziemniaków. Zapytałam, czy tu w okolicy żyją jacyś Gałczyńscy. Jedna z kobiet powiedziała, że pani Gałczyńska zmarła kilka lat temu. Skierowała mnie na cmentarz. Tam zobaczyłam ślady po grobach Gałczyńskich – dawnych właścicieli wsi, nasz herb Sokala wyryty na kamieniu, a także grób Henryka Gałczyńskiego, który zginął w Mauthausen. Z tej wsi przodkowie mojego ojca w poszukiwaniu chleba – gęsto zaludnione Mazowsze nie mogło wyżywić wszystkich – powędrowali pod Włocławek, a potem przenieśli się do Warszawy, gdzie urodził się ojciec. Zapaliłam znicz na grobie Henryka Gałczyńskiego, o którym nic wcześniej nie wiedziałam. To było dla mnie niezwykłym przeżyciem.



Po co szukać śladów odległych przodków?



Oni są także częścią naszego życia. Gdy mamy więcej lat i doświadczenia, uświadamiamy sobie, że nie wzięliśmy się z innej planety, że przed nami byli nasi przodkowie i należy ich poznać, by zaspokoić ciekawość i odpowiedzieć sobie na pytania: skąd się wywodzimy, dlaczego jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Po to są wspomnienia, które ludzie piszą – czasem nieudolnie, chaotycznie. Ale i one są kopalnią wiedzy o świecie, który przeminął.





Znowu przypomnę napisane przez Panią słowa: „Lubię przesiadywanie w bibliotekach, archiwach, lubię moment łączenia małych kamyków w jedną całość”.





Nasza pamięć składa się z małych kamyków, które stopniowo tworzą wspólną całość.

Nieraz to końcowe połączenie budzi moje zadziwienie.



Sądząc po Pani książkach, te kamyki można układać w nieskończoność.



Tak, bo rodzice żyli intensywnie i pozostawili po sobie bardzo wiele śladów.



Wśród nich są zapewne także rodzinne pamiątki, które mają własną pamięć i własną historię. Która z nich jest Pani szczególnie bliska?





Malutka książeczka do nabożeństwa dla chłopców z XIX w. wydana przez Gebethnera i Wolffa, którą ojciec otrzymał od swej matki na I komunię. On się z tym modlitewnikiem nie rozstawał. To jedna z niewielu rzeczy, jaką zabrał na wojnę i jaka z nim wróciła. Trzymał książeczkę zawsze w zasięgu ręki, koło łóżka. Po raz pierwszy otwarłam ją po śmierci matki, gdy władze nakazały mi opróżnienie przeznaczonego dla ówczesnego wicepremiera mieszkania po rodzicach w Alei Róż. Zobaczyłam, że w modlitewnik wpięte są zardzewiałe szpilki do włosów, które musiały należeć do matki ojca. I wtedy zrozumiałam sens słów z wiersza „Spotkanie z matką”, napisanego w Praniu w 1950 r.: „A możeś jest południowa godzina,/ mazur pszczół w złotych sierpnia pokojach?/ Wczoraj szpilkę znalazłem w trzcinach – od włosów./ Czy to nie twoja?”. Pordzewiały drut zalśnił nagle czymś niebywale pięknym i ważnym.




« poprzednia1234następna »


Piszemy wspomnienia poradnik - Ewa Pilawska

Sonda

Czy Twoje wspomnienia są (byłyby) chętnie czytane i troskliwie przechowywane przez najbliższych?

Tak
Raczej tak
Nie
Raczej nie
Nie wiem



e-poczta




w księgarni

Kto ty jesteś

Joanna Szczepkowska z pasją reportera i detektywa odtwarza historię swojej rodziny. czytaj całość >>>