Z drugiej strony byli poeci znacznie bardziej zaangażowani, którzy później odcięli się od swojej agitacyjnej twórczości. Dziś pamięta się ich głównie z tekstów krytycznych – jak Adama Ważyka, który zanim napisał "Poemat dla dorosłych", opiewał Nową Hutę i jej budowniczych.
Broniewski, Tuwim i Brzechwa nie pisali – jak zdarzało się to innym – poematów o majorach UB o zmęczonych oczach, strzegących rewolucji jak własnej córki. Ale Tuwim, który zmarł w roku 1953, nie dostał szansy, by ze swoich wierszy się wytłumaczyć, Broniewski do końca uważał, że "Słowo o Stalinie" to dobry poemat, a Brzechwa chyba uznał, że jego usługowa twórczość była tak bardzo bez znaczenia, że nie ma do czego wracać.
Twórczość dworska nie była w Polsce czymś egzotycznym – przed wojną artyści opiewali Piłsudskiego i Rydza-Śmigłego.
To prawda, ale sądzę, że w przypadku całej trójki akurat wiersze o Piłsudskim, symbolu odzyskanej po 123 latach niewoli niepodległości, były szczere. Oni, jak zresztą wielu Polaków, naprawdę Piłsudskiego wielbili. Tego nie da się powiedzieć o wiernopoddańczych adresach do Stalina. Brzechwa zdecydował się na nie ze względów koniunkturalnych, Tuwim ze strachu – myślę, że nieuzasadnionego – przed represjami wobec rodziny, u Broniewskiego zaś "Słowo o Stalinie" było chyba nieuniknioną konsekwencją jego lewicowości. "Słowo" jest wierszem nie tylko o Stalinie, to wiersz o rewolucji, która sprawiła, że świat stał się inny. Stalin – jako przywódca "światowego proletariatu" – był dla Broniewskiego symbolem tych zmian. Z dzisiejszej perspektywy możemy uznać ten opis za nie najmądrzejszy, ale dla niego i w tamtym czasie było to usprawiedliwione. Zresztą, co charakterystyczne, lepiej to rozumieli i akceptowali tacy ludzie jak Jerzy Giedroyc czy Juliusz Mieroszewski niż ludzie w kraju.
Punkt widzenia Broniewskiego, Brzechwy i Tuwima był zupełnie inny niż dzisiejszy – urodzili się i dorastali pod zaborami, byli świadkami dwóch wojen światowych, rewolucji, przeżyli świadomie całą II Rzeczpospolitą, która nie była tak wspaniała, jak dziś się to przedstawia.
Właśnie dlatego chciałem zajrzeć im do życiorysów. Oni stawali wobec wyborów i wyzwań, przed którymi my nie stajemy i – daj Boże – nie będziemy musieli stanąć. Z dzisiejszej – bezpiecznej i wygodnej – perspektywy łatwo oceniać ludzi żyjących dziesiątki lat wcześniej. Łatwo, co czynią samozwańczy katoni, oskarżać ich z niczym nieuzasadnioną pewnością, że samemu postąpiłoby się inaczej, lepiej, godniej. Ale przykładanie do tamtych wyborów dzisiejszych kryteriów jest nieuczciwe. W swoich książkach staram się pokazać, co wpływało na decyzje moich bohaterów. Chcę, by czytelnicy mogli wczuć się w rozterki człowieka, który staje wobec faszyzmu czy wobec wojny, i spróbowali go zrozumieć. Bo tym, którzy wiedzą "na pewno", że niezależnie od okoliczności byliby bohaterami, po prostu nie wierzę.
Sonda | |||||||||||||
| |||||||||||||
Joanna Szczepkowska z pasją reportera i detektywa odtwarza historię swojej rodziny. czytaj całość >>>