JAK WYDAĆ KSIĄŻKĘ I NA NIEJ ZAROBIĆ
Carnegie był pierwszym autorem Emki?
Nie, Klara dowiedziała się, że 3 kwietnia 1993 r. w Pałacu Kultury i Nauki odbędzie się pierwsza w Polsce konwencja Amwaya z udziałem paru tysięcy osób. Porozumieliśmy się z szefostwem firmy Network Twenty One, organizatora tego zdarzenia, że przygotujemy i wydamy kluczową dla nich książkę "Jak przetrwać i odnieść sukces w biznesie" Franka Bettgera. Mieliśmy zaledwie półtora miesiąca, by przetłumaczyć, zredagować i wydrukować książkę. Wtedy jeszcze skład komputerowy był czymś nowym, a poligrafia dość tradycyjna. Zatrudniliśmy dwóch znakomitych tłumaczy i świetną redaktorkę. Zaprzyjaźniona drukarnia Biblioteki Narodowej wydała książkę w tempie błyskawicznym. I tak w przeddzień owej konwencji mieliśmy 5 tys. egzemplarzy, spory dług do spłacenia i mnóstwo niepewności, co tu dużo gadać – lęku, czy uda nam się sprzedać przynajmniej część nakładu. Wciąż tkwiło we mnie utrwalone w poprzedniej rzeczywistości przekonanie, że aby sprzedać książkę, trzeba być pisarzem o uznanej pozycji. Pamiętałem, jak towarzyszyłem Jarosławowi Iwaszkiewiczowi – zasiadaliśmy razem w jury Nagrody Literackiej im. Stanisława Piętaka – na kiermaszu książki. Iwaszkiewicz sprzedał wtedy od ręki 120 książek, ale to był wielki pisarz. A tu raptem kompletnie nikomu nieznany Bettger. 3 kwietnia 1993 r. w kuluarach Sali Kongresowej ustawiliśmy pięć stolików, a przy każdym stosy książek. Sprzedawcami byli nasi znajomi i sąsiedzi. Ludzie przychodzący na spotkanie oglądali książkę, ale wcale jej masowo nie kupowali. Spodziewałem się najgorszego. O sukcesie przesądziło wystąpienie mówcy motywacyjnego ze Stanów Zjednoczonych. Opowieścią o własnej karierze wywołał entuzjazm sali. Na zakończenie, pokazując naszego Bettgera, powiedział: "Tę książkę polecam wam na drogę do finansowej kariery. Jest niezawodna". W czasie przerwy uczestnicy konwencji rzucili się na nasze stoiska i wykupili cały nakład. Jarek, nasz sąsiad zaangażowany w sprzedaż, przynosił mi utarg w dużych kopertach. Siedziałem oniemiały, wpatrując się w stosy banknotów. Za zarobione pieniądze wydaliśmy pierwszą książkę Carnegiego "Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi" – w pierwszym rzucie sprzedaliśmy 30 tys. egzemplarzy, potem był drugi Carnegie – "Jak przestać się martwić i zacząć żyć". Też świetnie się sprzedał. Tytuł okazał się bardzo à propos, bo sami przestaliśmy się martwić. Mieliśmy pieniądze, mogliśmy budować plan wydawniczy.
Emka oparła go na klasyce literatury motywacyjnej.
To był pierwszy krok, po nim zrobiliśmy kolejne – coraz szerzej wchodziliśmy w świat polskiego biznesu. Na początku lat 90. interesy szły świetnie, przedsiębiorcy zachłysnęli się powodzeniem, stali się pewni siebie, bo wszystko im wychodziło. Wyczuliśmy, że biznes nie może cały czas rozwijać się żywiołowo, nie każde przedsięwzięcie będzie się kończyć sukcesem, bo rynek stanie się coraz bardziej konkurencyjny i wymagający. Wtedy przedsiębiorcy oprócz doświadczenia i intuicji będą potrzebowali wiedzy teoretycznej i fachowej, sięgną po książki. I myślę, że wtedy wstrzeliliśmy się idealnie z naszym pomysłem na wydawnictwo.