(2013-07-05)
Codziennie wieczorem w telewizyjnej "Jedynce" gości przystojny funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej, porucznik Borewicz. Na fanów filmu czeka niedawno wydana książka Piotra K. Piotrowskiego "07 zgłasza się. Opowieść o serialu" oparta na wspomnieniach.
Codziennie wieczorem w telewizyjnej "Jedynce" gości przystojny funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej, porucznik Borewicz. Na fanów filmu czeka niedawno wydana książka Piotra K. Piotrowskiego "07 zgłasza się. Opowieść o serialu" oparta na wspomnieniach.
"Kilkadziesiąt osób z zakamarków pamięci wydobywa zabawne, dramatyczne lub zwyczajnie ciekawe szczegóły na temat swojej pracy w serialu, którego popularność trwa już czwarte dziesięciolecie. Większość z nich na początku rozmowy mówiła: "To było tak dawno… Nie pamiętam". Dlatego między innymi to był ostatni moment na napisanie takiej książki" – czytamy w nocie wydawcy, oficyny Prószyński i S-ka.
Książki nie doczekał Krzysztof Szmagier, reżyser i scenarzysta serialu, który we wrześniu 2010 r. mówił naszemu portalowi, że jego wspomnienia byłyby nie mniej interesujące niż ekranowe życie Jamesa Bonda. Oto fragment jego ówczesnej opowieści:
"Do "07 , zgłoś się" byłem świetnie przygotowany. Pochodzę z rodziny sądowo-adwokackiej. Tematyka kryminalna pasjonowała mnie od wczesnej młodości. Skończyłem prawo ze specjalizacją: prawo karne i kryminalistyka. W szkole filmowej zrobiłem film dokumentalny, a potem pracę dyplomową o milicji. Bohaterem mojego pierwszego filmu był pies milicyjny – z amatora zrobiłem gwiazdę, bo Cywil z "Przygód psa Cywila" był moim psem.
"07 zgłoś się" nie miał nic wspólnego z Bondem, bo filmów z agentem 007 wtedy w Polsce nie pokazywano. My ich nie znaliśmy. 07 to był numer alarmowy na milicję i stąd się wziął tytuł serialu. W 1976 r. nakręciliśmy pierwsze cztery odcinki. Jerzy Putrament napisał wówczas, że gdy się ma taki talent aktorski jak Bronisław Cieślak, to przestępstwem gospodarczym byłoby nie kontynuować serialu.
Wypatrzyłem Cieślaka w telewizji – prowadził program "Bez togi". Widziałem go też w filmie, który jeszcze nie wszedł do kin, bo miał jakieś problemy. Pomyślałem: to jest bohater mojego filmu. Pojechałem do Krakowa, pokazałem Cieślakowi scenariusz. Zgodził się zagrać. Za to dyrektor krakowskiej telewizji powiedział, by podwładny nie prosił go o urlop, lecz napisał podanie o zwolnienie, bo on potrzebuje dziennikarzy, a nie komediantów. Dopiero telefon z Warszawy – "Dawajcie Cieślaka na cztery miesiące" – załatwił sprawę. Krakowska telewizja się zemściła – kazała swojemu pracownikowi wziąć bezpłatny urlop. Cieślak nie miał wymaganych w owych czasach uprawnień aktorskich i przez pierwsze cztery odcinki otrzymywał stawkę statysty.
W 1978 r. zrobiliśmy kolejne cztery odcinki, a do 1987 – w sumie 21. Przyjąłem ambitne założenie, że nie będę obsadzał w filmie gwiazd. Całe tygodnie spędzałem, jeżdżąc po prowincji, oglądając przedstawienia w małych teatrach i kółkach dramatycznych. Miałem mnóstwo mniej lub bardziej zabawnych historii. W hotelu w Gorzowie Wielkopolskim nie mogłem spuścić wody po skorzystaniu z toalety. Nie było za co pociągnąć. Zatelefonowałem do recepcji, żeby ktoś przyszedł i mi pomógł. Zjawiła się recepcjonistka, która pociągnęła za rurę łączącą miskę klozetową z rezerwuarem. Wychodząc, rzuciła pogardliwie w moją stronę: "Z Warszawy, a wys... się nie umie".
Krzysztof Szmagier zmarł w grudniu 2011 r. (ike)
Sonda | |||||||||||||
| |||||||||||||
Joanna Szczepkowska z pasją reportera i detektywa odtwarza historię swojej rodziny. czytaj całość >>>