(2011-12-28)
9 stycznia w Wydawnictwie Czarne ukaże się autobiograficzna książka Tony’ego Judta "Pensjonat pamięci", napisana gdy intelektualista był przykuty do łóżka przez obezwładniającą umysł i ciało chorobę.
9 stycznia w Wydawnictwie Czarne ukaże się autobiograficzna książka Tony’ego Judta "Pensjonat pamięci", napisana gdy intelektualista był przykuty do łóżka przez obezwładniającą umysł i ciało chorobę.
Judt, rocznik 1948, wykładał na uniwersytetach w Oxfordzie, Berkeley i Cambridge. Założył i kierował Instytutem Studiów Europejskich im. Remarque’a na uniwersytecie w Nowym Jorku. Pozostawił po sobie m.in. fundamentalną monografię "Powojnie. Historia Europy od roku 1945". Jego karierę przerwało stwardnienie zanikowe boczne. Umierając, wciąż pracował. Zmarł 6 sierpnia 2010 roku.
W "Pensjonacie pamięci" opisał szczegółowo rodzaj dolegliwości, na który cierpiał: "Ta szczególna choroba neurodegeneracyjna ma to do siebie, że umysł człowieka pozostaje w niej jasny, może snuć rozważania o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, ale chory zostaje stopniowo pozbawiony wszelkich możliwości przetworzenia tych rozważań na słowa. Najpierw okazuje się, że nie możesz już sam pisać, potrzebujesz pomocnika albo maszyny, żeby utrwalić myśli. Następnie odmawiają posłuszeństwa nogi i tracisz zdolność nabywania nowych doświadczeń, chyba że kosztem tak złożonych zabiegów logistycznych, że przedmiotem uwagi staje się sama możność poruszania, a nie korzyści, jakie może przynieść. Potem zaczynasz tracić głos, i to nie tylko w sensie metaforycznym, tak że musisz się wysławiać za pomocą różnych mechanicznych bądź ludzkich pośredników. Tracisz głos dosłownie, ponieważ mięśnie przepony nie potrafią już przepompować dostatecznej ilości powietrza, która mogłaby wprawić struny głosowe w drgania niezbędne do wydania dźwięków mających sens. Na tym etapie masz już prawie na pewno porażone wszystkie cztery kończyny i skazany jesteś na pozostawanie przez długie godziny w milczeniu i bezruchu, przy innych osobach albo bez nich".
Judt podkreślał, że jego choroba stała się szczególnym wyzwaniem "dla kogoś, kto nadal chciałby przekazywać słowa i myśli". Mimo to znalazł na to sposób: "Po kilku miesiącach choroby zdałem sobie sprawę, że nocą układam w głowie całe historie. Niewątpliwie szukałem sposobu, by zasnąć, zastępując niezdarne barany złożoną narracją – z podobnym skutkiem. W trakcie tych ćwiczeń uświadomiłem sobie jednak, że odtwarzam – jakby z klocków Lego – przeplatające się fragmenty przeszłości, o których nigdy bym wcześniej nie pomyślał, że mają ze sobą związek. […] Od dawna fascynowały mnie metody mnemotechniczne stosowane przez myślicieli i podróżników z początków ery nowożytnej do gromadzenia i przypominania sobie szczegółów i opisów. […] Ci mistrzowie sztuki zapamiętywania nie budowali zwykłych zajazdów czy rezydencji, by pomieścić w nich swoją
wiedzę. Konstruowali p a ł a c e. Nie miałem jednak ochoty na wznoszenie w głowie pałaców. […] Ale jeśli nie pałac, to może chociaż pensjonat pamięci? Jego zaleta polegała nie tylko na tym, że potrafiłem odtworzyć go w bardzo istotnych i realistycznych szczegółach – od umieszczonej przy progu szyny do oskrobywania śniegu z butów aż po wewnętrzne okno chroniące przed wiatrami od Valaison – ale i na tym, że było to miejsce, do którego wciąż mnie ciągnęło. Żeby pałac pamięci mógł pełnić funkcję magazynu reorganizowanych w nieskończoność i wciąż przegrupowywanych wspomnień, musi mieć wyjątkowy powab, choćby dla jednej osoby. Co noc, przez kolejne dni, tygodnie, miesiące, a teraz już ponad rok, wracam do tego pensjonatu. Przemierzam znajome krótkie korytarze z wytartymi kamiennymi stopniami, zasiadam w jednym z dwóch, a może trzech foteli – tak się pomyślnie składa, że nikt ich nie zdążył zająć. I wtedy, gdy z życzenia z dość niezawodną pewnością rodzi się myśl, wyczarowuję, segreguję i porządkuję opowieść, wywód albo przykład, które planuję wykorzystać w czymś, co napiszę następnego dnia. Co dalej? Tu pensjonat z wyzwalacza wspomnień zmienia się w magazyn danych. Kiedy już mniej więcej wiem, co chcę powiedzieć, i w jakiej kolejności najlepiej to wyrazić, wstaję z fotela i podchodzę z powrotem do drzwi wejściowych. Stąd wracam tą samą drogą, kierując się przeważnie od pierwszego schowka – powiedzmy tego na narty – ku większym przestrzeniom: do baru, jadalni, salonu, mijam staromodny drewniany wieszak na klucze pod zegarem z kukułką i dość przypadkowy zbiór książek zgromadzony nad tylnymi schodami, po czym wchodzę do któregoś z pokojów. Do każdego z tych miejsc przypisany jest jakiś istotny fragment opowieści albo, dajmy na to, wyjaśniający przykład. Systemowi temu daleko do ideału. Wciąż wszystko się na siebie nakłada, a ja muszę mieć pewność, że za każdym razem zostanie wytyczona odrębna marszruta, żeby nowa opowieść nie pomieszała się z podobnymi elementami tej, którą snułem niedawno. Bez względu więc na pierwsze wrażenia nie polega to na przezornym kojarzeniu wszystkich kwestii dotyczących odżywiania z jednym pokojem, uwodzenia czy seksu z drugim, a wymiany myśli z trzecim. Lepiej zaufać mikrogeografii (ta szuflada znajduje się za tamtą szafą na tamtej ścianie) niż logice konwencjonalnego umeblowania umysłu, na której polegamy".
Książka Tony’ego Judta może okazać się nieocenioną pomocą dla całkiem zdrowych osób, które szukają sposobu na uporządkowanie i przekazanie swoich wspomnień. (ike)
Sonda | |||||||||||||
| |||||||||||||
Joanna Szczepkowska z pasją reportera i detektywa odtwarza historię swojej rodziny. czytaj całość >>>