Czy zauważył Pan jakieś zmiany w podejściu do pisania?
Styl wypowiedzi i charakter pisma najstarszych pamiętników znacznie różni się od pisanych odręcznie w latach 60. i 70. Autorów dawnych wspomnień cechuje jasność i zwięzłość w formułowaniu myśli oraz niezwykle staranny charakter pisma.
W latach 70. i 80. część pamiętników była pisana „na kolanie”, chaotycznie i niechlujnie.
Przecież ci późniejsi autorzy byli lepiej wykształceni.
To nie ma znaczenia. Nawet bardzo starzy autorzy, którzy
nauczyli się pisać już jako ludzie dorośli w ramach walki z analfabetyzmem, pisali wspomnienia z namaszczeniem i starannością. Oni po prostu przywiązywali ogromną wagę do roli słowa pisanego i tego, że posiedli umiejętność czytania i pisania. To łatwo zrozumieć, obserwując wpisy na forach internetowych – ich autorzy są przecież znacznie lepiej wykształceni niż poprzednie pokolenia, ale słowo pisane ma dla nich mniejszą wartość.
Jako jedyny ma Pan codzienny kontakt z ocalonymi pamiętnikami. To chyba fascynujące zajęcie?
Czuję się jak archeolog, który prowadzi prace wykopaliskowe: ostrożnie zrywa kolejne warstwy ziemi, by dotrzeć do skarbu, a przy okazji wykopuje inne cenne znaleziska. Przekonuję się, że jestem pierwszym czytelnikiem niektórych tekstów – do Towarzystwa Przyjaciół Pamiętnikarstwa napływało ich tak wiele, że chwilami traciło ono kontrolę nad zasobami. To widać w bałaganie zachowanej ewidencji. Część pamiętników w ogóle nie została zarejestrowana. W niektórych teczkach umieszczono prace pochodzące z różnych konkursów - nikt nie wiedział, co one naprawdę kryją. Odnalazłem także wspomnienia nagrane na taśmę magnetofonową, których nikt nie spisał i prawdopodobnie nie odsłuchał. Jestem odkrywcą, bo nie wiem, na co za chwilę trafię.
Co Pan odkrył?
Gdy zaczynałem pracę z pamiętnikami, poinformowano mnie, że są to materiały socjologiczne dokumentujące przemiany w XX wieku. Okazało się, że te zmiany obejmują także z jednej strony wiek XIX, a z drugiej – pierwsze lata po przemianie ustrojowej w 1989 r. Ostatnie pamiętniki pochodzące ze schyłkowego okresu aktywności Towarzystwa Przyjaciół Pamiętnikarstwa są próbą uchwycenia zmian ustrojowych. W dokumentacji organizacyjnej natknąłem się na pismo zarządu Towarzystwa do przewodniczącego Samoobrony Andrzeja Leppera z prośbą o propagowanie idei pamiętników wśród biednych chłopów. Już wtedy w łonie Towarzystwa zrodził się pomysł, by nazwać je „lepperowianami”. Jednak pamiętniki to nie tylko materiały socjologiczne, ale także materiały o niezwykłej wartości historycznej.
Czego nowego Pan – zawodowy historyk – dowiedział się z pamiętników?
Wielu rzeczy – także z obszaru moich profesjonalnych zainteresowań. Poznałem bliżej życie Polaków w Rosji przed przewrotem październikowym w 1917 r. i podczas wojny domowej. Śledziłem losy Polaków, którzy na polecenie partii bolszewików pojechali do republik azjatyckich, by uczyć pisać i czytać komisarzy i zwykłych żołnierzy. Poznałem nieznane wcześniej epizody. Autor jednego z pamiętników opisał, jak w czasie II wojny światowej w Stalowej Woli zjawił się Hitler ze swoją świtą.
Nagle zaniemógł towarzyszący mu Konstantin von Neurath i Hitler polecił sprowadzić lekarza. Padło na autora pamiętnika. To było dla mnie niesamowite. Lekarz z prowincji widział w jednym miejscu Hitlera, Goebbelsa, Neuratha. Tych, którzy wtedy kontrolowali wielką część świata.
Sonda | |||||||||||||
| |||||||||||||
Joanna Szczepkowska z pasją reportera i detektywa odtwarza historię swojej rodziny. czytaj całość >>>