JAK WYDAĆ KSIĄŻKĘ I NA NIEJ ZAROBIĆ
Dzięki temu Emka istnieje już 20 lat.
Dziś naszą największą satysfakcją jest to, że udało się zbudować liczącą się na rynku oficynę, cenioną za celny dobór ważnych, potrzebnych, a nieraz wręcz znakomitych tytułów, a także za solidność ich przygotowania. To staranne, żmudne budowanie pozycji w środowisku wydawniczym i kreowanie marki składa się na nasz 20-letni dorobek. Osiągnęliśmy dość wysoki stopień wtajemniczenia w dziedzinie literatury ekonomicznej, biznesowej. Mamy wspaniałą plejadę autorów, wielu z nich to Amerykanie, osobistości świata biznesu, nobliści, m.in.: George Akerlof, Lee Iaccoca, Steve Jobs, Jack Welch, Ben Bernanke, Warren Buffett czy Bill Gates. Ich książki są bardzo ważne dla światowego biznesu, trafiają w czas i pozwalają ludziom wykorzystać zawartą w nich wiedzę opartą na doświadczeniu autorów. Gdy zaczęliśmy wydawać książki, przyświecała nam idea przyczynienia się – choćby w skromnym zakresie – do edukacji ekonomicznej społeczeństwa, bo ta wiedza we wczesnym okresie nowej, kapitalistycznej Polski była niezwykle skromna, często wręcz zerowa. Zaczęliśmy od książek zapoznających czytelników z zasadniczymi zagadnieniami nowej ekonomii, podstawowymi terminami z dziedziny biznesu. Teraz staramy się trafiać z książkami odpowiadającymi na ważne pytania: co dalej z naszym krajem, co dalej ze światem, w jakiej kondycji jest gospodarka światowa i Polska, co w związku z tym w najbliższym czasie nas czeka. Prognozy nie są optymistyczne. Za naszą działalność edytorską jesteśmy doceniani, np. w trzech ostatnich edycjach prestiżowego konkursu Economicus na najlepszą książkę upowszechniającą wiedzę ekonomiczną otrzymaliśmy dwie pierwsze nagrody i wyróżnienia.
Każdy jest pisarzem
Początek lat 90. był świetnym czasem także dla rynku wydawniczego. Wypełniano zaległości po PRL, wydając książki, które wtedy nie mogłyby się ukazać.
Tak, pojawiła się dość obficie literatura emigracyjna, wcześniej nieobecna, m.in. autorów z kręgu paryskiej "Kultury". Ich książki szły jak woda. Ale poza tymi wartościowymi dziełami masowo zaczęto wydawać popularną literaturę zachodnią. Porażała fatalna jakość przygotowywanych na wyścigi przekładów – zawodowych tłumaczy można było policzyć na palcach. Kiedyś pani Joanna Guze tłumaczyła jednego Camusa rocznie, pan Bronisław Zieliński jednego Hemingwaya też nie krócej, Maciej Słomczyński dłubał przy Szekspirze latami. Aż tu nagle, z dnia na dzień, każdy mógł zostać wydawcą i robić książki – wystarczyło pójść do Biblioteki Narodowej po numer ISBN. Każdy mógł zostać pisarzem, tłumaczem. Rynek wydawniczy opanował żywioł.