MIĘDZY PIEKŁEM A NIEBEM
Nie mogę rodzinnej historii zabrać do grobu. Dzieci i wnuki mają prawo wiedzieć, co przeżyłem – mówi w wywiadzie dla portalu piszemywspomnienia.pl, Sulimir Stanisław Żuk, autor m.in. autobiograficznych wspomnień „Skrawek piekła na Podolu”
Kiedy odezwała się w Panu żyłka pamiętnikarska?
Bezpośrednim impulsem do pisania wspomnień była mieszkająca w Londynie wnuczka. Kilkanaście lat temu, w czasie telefonicznej rozmowy, poprosiła o pomoc w odrobieniu zadania domowego. Nauczycielka poleciła dzieciom, by opisali historię swojej rodziny. Wnuczka, która była wtedy najwyżej dziesięcioletnią dziewczynką, nic o przodkach nie wiedziała, a jej mama - moja najstarsza córka – znała jedynie jakieś niezwiązane ze sobą strzępki historii rodziny. Przez telefon opowiedziałem wnuczce o zbudowanym przez mojego ojca domu na Podolu, ludobójstwie dokonanym na Polakach przez ukraińskich sąsiadów w Hucie Pieniackiej, przedarciu się do Warszawy, tragedii Powstania Warszawskiego. Córka, która przysłuchiwała się naszej rozmowie, była zaskoczona. Zaczęła namawiać mnie do pisania wspomnień. Pomyślałem: rzeczywiście nie mogę rodzinnej historii zabrać do grobu. Dzieci i wnuki mają prawo wiedzieć, co przeżyłem, gdy byłem dzieckiem. Zwłaszcza, że sam dopiero po śmierci ojca, który był dla mnie wielkim autorytetem, zrozumiałem, jak wiele pytań dotyczących jego życia chciałem mu zadać, ale nie zdążyłem. Dlatego powtarzam swoim dzieciom i wnukom: pytajcie o wszystko, póki żyję.
Co Pana wcześniej powstrzymywało przez pisaniem?
W okresie PRL za opowiadanie o zbrodniach dokonanych na Podolu i Wołyniu można było mieć wielkie nieprzyjemności. Zresztą mnie samemu było trudno o tym mówić, bo wracało pogorzelisko Huty Pieniackiej, zapach spalonych żywcem ludzi.Nawet z najbliższymi nie dzieliłem się przeżyciami okresu wojny. Jednak one tkwiły we mnie bardzo głęboko. Przez wiele lat budziłem się wnocy ze strasznym krzykiem. Moja pierwsza żona była przerażona: – Co się dzieje, dlaczego tak krzyczysz? Nie potrafiłem tego wyjaśnić.
Po rozmowie z wnuczką zaczął Pan pisać?
Tak, zasiadłem do walizkowej maszyny do pisania, którą miałem od zawsze. Wkrótce zamieniłem ją na komputer. Starałem się zapisać jak najwięcej z tego, co pamiętam. Ten bardzo obszerny i emocjonalny tekst zatytułowałem „Na Podolu i w Warszawie”. Po zakończeniu oddałem go do przeczytania staremu przyjacielowi z liceum, który przez wiele lat był redaktorem i pisał recenzje książek kierowanych do wydania. W 180 przesłanych uwagach zdruzgotał moją pracę. Jednak jego opinia była dla mnie niezwykle cenna. Uświadomiłem sobie, że oskarżycielskie fragmenty tekstu mogą sprowadzić na moją głowę ogromne problemy. Tę książkę wydrukowałem w nakładzie kilkunastu egzemplarzy. Nie rozpowszechniałem jej – jest przeznaczona do, jak to się dawniej mówiło, „tylko do użytku wewnętrznego”. Doszedłem też do wniosku, że skoro chcę pokazać jak najszerszemu gronu odbiorców to, co naprawdę działo się na Podolu, muszę pisać w sposób interesujący, by ludzie chcieli to wziąć do ręki. Moim zdaniem bardzo ważny jest początek - czytelnik po przeczytaniu kilku pierwszych stron powinien być ciekaw, co też będzie dalej.
Dodaj swój komentarz | więcej prezentacji |